wtorek, 12 marca 2013

Jeden

     Wylądowaliśmy, a ja stanęłam na ziemi Polskiej. Tęskniłam... Wreszcie czułam, że jestem w odpowiednim miejscu, w domu. Gdy po skończeniu matury wyjeżdżałam do Kalifornii nie sądziłam, że moje życie tak się potoczy. Że opuszczę ojczysty kraj na sześć długich lat. Goniłam za miłością po prawie całym świecie. Nigdzie tak naprawdę nie potrafiłam się zaaklimatyzować. W Ameryce, Austrii i w Brazylii czułam się obco, i im dłużej byłam z dala od domu, tym bardziej za nim tęskniłam. Po skończeniu studiów w jednej z brazylijskich uczelni postanowiłam wrócić do Polski, więc jak najszybciej zarezerwowałam bilet i wsiadłam w samolot. Wiedziałam, że gdybym zaczęła zwlekać, zrezygnowałabym. Bo prawda jest taka, ze nie potrafię przyznawać się do winy. Grafika - bo na taki kierunek się zdecydowałam - była kompletnie spontaniczną decyzją. Od zawsze marzyłam, aby w przyszłości zajmować się sprawami bardziej sportowymi. Przez myśl przeszedł mi nawet AWF  z racji tego, że kilka lat wstecz uwielbiałam i uprawiałam wszystkie możliwe dyscypliny. Jednak teraz jestem pewna tego, że nie chce mieć z tym nic wspólnego. Ani ze sportem ani ze sportowcami.
     Na lotnisko przyjechała po mnie mama razem z tatą. Oboje cieszyli się, że w końcu zdecydowałam się na powrót. Żeby nie było za miło oczywiście nie obyłoby się bez małej kłótni z ojcem o to, że nie odzywałam się długo. Ale załagodziłam jakoś sprawę i spokojnie wróciliśmy do domu. Może to dziwnie zabrzmi ale odetchnęłam z ulgą i na nowo się urodziłam czując ten specyficzny domowy zapach. Poczułam, że znów jestem bezpieczna i nic mi nie grozi, że wszystko zmierza ku dobremu. Pomimo tego, że mam już 25 lat to i tak w takich momentach czuję się jeszcze jak mała dziewczynka biegająca po domu i chwaląca się nową lalką barbie, pragnąca zwrócić uwagę wszystkich obecnych. Jestem jedynaczką, zawsze rozpieszczana przez rodziców, oczko w głowie dziadka Henryka. Moja mama Małgorzata, jest jednym z najlepszych psychologów w Polsce, a tata Maciej, to rektor na pobliskim uniwerku., który w wolnych chwilach trenuje młodych chłopców w piłce nożnej. Mimo tylu obowiązków związanych z pracą, zawsze mieli dla mnie czas i właśnie za to jestem im najbardziej wdzięczna. Za to, że czułam się kochana i wspierana, i nawet gdy ja się od nich odwróciłam, oni zawsze byli przy mnie.
       Wchodząc do mojego pokoju obawiałam się tego co tam zastanę. W końcu nie było mnie tu sześć lat, mama w tym czasie mogła sobie urządzić drugie biuro, a tata kącik do przechowywania nie potrzebnych (dla niego potrzebnych) rzeczy. Otworzyłam drzwi i oczy mi się zaszkliły. Wszystko było takie samo, jak przed moim wyjazdem. Pomarańczowe ściany i kolorowe graffiti na jednej z nich, duże łóżko i pościel w serduszka. Nawet nad biurkiem nadal wisiały moje prace.
Poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu.
- Nic nie zmienialiśmy, tylko od czasu do czasu wytarłam tu kurze. - odezwała się moja rodzicielka.
- Dziękuję. - przylgnęłam do niej mocniej, aby jeszcze bardziej poczuć bijące od niej ciepło.
- Chodź kochanie na obiad. - powiedziała odrywając się ode mnie.
- Zaraz zejdę. Odświeżę się tylko. - ucałowałam ją w policzek a ona wyszła.
Rozebrałam się i od razu wlazłam pod prysznic. Oblałam się wodą od stóp do głów. Jednak po kilku godzinnej podróży jest to cholernie potrzebne.  Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem i zaczęłam grzebać w jednej z walizek. Wyciągnęłam dresy i luźną koszulkę. Co jak co, ale potrzebuję troszkę luzu. Zabrałam ciuchy i bieliznę po czym przebrałam się. Usiadłam na łóżku i zaczęłam przyglądać się całemu pomieszczeniu. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że wszystko - dosłownie wszystko - było na swoim miejscu. Na jednej z komód stały w ramkach zdjęcia z dzieciństwa.  Na jednym jestem z rodzicami, siedzimy na ławce w parku. Dokładnie pamiętam ten dzień... To były moje dziewiąte urodziny. Wybraliśmy się na spacer i lody. Dostałam wtedy mój pierwszy rower. Taki na dwóch kółkach. Ha! Jaką radochę z tego miałam! Na drugim zdjęciu widniałam malutka ja. Jeszcze z przedszkola. No dobra, tego nie pamiętam wcale... Trzecie zaś przedstawiało mnie i mojego najlepszego przyjaciela Tomka, w dniu moich trzynastych urodzin. Śmiało mogę stwierdzić, że był najlepszy. Żadna pseudo przyjaciółka nie była taka wobec mnie, jak on. Zawsze mogłam na niego liczyć. Mógł bez wahania zrezygnować z kumpli dla mnie. Owszem nie zawsze umiał mi doradzić, ale najważniejszy był sam fakt jego obecności. Przez dziewięć lat zawsze razem. Do czasu mojego wyjazdu... Teraz nawet nie wiem gdzie on jest. Czy ma żonę, dzieci, pracę. Nic, kompletnie nic.
     Krzycząca mama zwołała mnie na ziemię i zbiegłam na dół do jadalni. Przy stole siedział tato popijając kawę a mama krzątała się jeszcze po kuchni.
- Może ci pomóc? - zaproponowałam opierając się o blat.
- Nie córuś. Siadaj już podaję. - uśmiechnęła się i zabrała się za nakładanie.
Zabrałam jedynie szklanki i dosiadłam się do mojego ojczulka. Po chwili przed nami stały talerze pełne pierogów ruskich. 
- Jestem w niebie! - roześmiałam się i od razu chwyciłam za widelec.
    Widziałam uważne spojrzenia rodziców. Wiedziałam, że chcą zapytać, o wszystkim się dowiedzieć, a tacie na usta ciśnie się "A nie mówiłem". Jednak ja uparcie milczałam. Nie chcę wracać do tego co było, a w szczególności do tego co było z nim. 
    Po obiedzie postanowiłam wyjść na spacer. Osiedle, na którym się wychowałam bardzo się zmieniło. Pojawiło się wiele domków jednorodzinnych, a stara fabryka, w której potrafiłam przesiedzieć cały dzień została zburzona. Zrobiło mi się smutno, w końcu jej ściany znały wszystkie sekrety, zwierzałam się im z moich problemów (od aut. problemów 14 latki). Doskonale pamiętam jak weszliśmy z Tomkiem do fabryki po raz pierwszy. Nastraszył mnie, że jest nawiedzona! Tyle wspaniałych wspomnień, pogrzebały ruiny starego budynku. Stałam tak i przyglądałam się kamieniom, które po nim zostały. 
   Usłyszałam kroki więc niepewnie odwróciłam się w stronę, z której dochodziły. Zobaczyłam wysokiego mężczyznę. Był blondynem, o niebieskich oczach. Wyraźnie zamyślony, na początku mnie nie zauważył, a ja miałam możliwość przyjrzeć mu się dokładniej. Przypominał mi kogoś... Podniósł wzrok, a jego mina wyrażała zdziwienie. 
-L-Laura ?- wydukał w końcu, a ja stałam jak zahipnotyzowana... 


~*~

ami: No to mamy jedyneczkę. Na początek małe wprowadzenie do życia Laury. Ale cierpliwości... Wszystko w swoim czasie! :)

Lynx: Hej, hej, hej! Ufff pierwszy rozdział za nami, a teraz to już z górki ^^ Nie martwcie się! Akcja niedługo się rozkręci... ☻